107
sto siedem magicznych kroków do domu. Od zawsze intrygowała mnie tajemnica i symbolika liczb. Czym dla mnie jest ów 107..? Na pewno jest to 107 wspomnień po stu siedmiu godzinach spędzonych z nią, zawile wędrujących po głowie sytuacji, uśmiechów, spojrzeń. Sto siedem stanowi również sumę oddechów wymienionych w jednym pocałunku, gdy twarz uspokaja się bliskością drugiej. Sto siedem minut wspólnego spaceru wśród rozkwitujących, parkowych drzew jest wystarczająca by wynagrodzić sto siedem samotnie spędzonych nocy. No i deszcz, sto siedem kropel oczyszczających nasze sumienia o poranku. Osiadając spokojnie niczym rosa na pościeli pomaga zmyć z niej wstyd naszych nagich ciał. W końcu nadchodzi czas gdy 107 godzin mija niczym 107 mrugnięć żwawych, dziecięcych oczu. Godzina 13,30 zwiastuje porę wymienienia sto siódmego gestu, sto siódmego pocałunku, sto siódmego spojrzenia – ostatniego. Potem tylko sto siedem myśli wyrysowanych palcem na gładkiej szybie autobusu, w trakcie mijania stu siedmiu krajobrazów. Jakże bym chciał nie myśleć o niczym, zatopić te wyrysowane myśli w miniętych krajobrazach lasów i gór. Przecież wracam do domu, nie muszę się niczym przejmować. Od stu siedmiu do zera, do niczego, do pustki… Wszystko, by wkrótce znów naładować się do 107 procent.
Nie byłem nigdy…
…kimś komu łatwo było pisać. Wielu ludzi zaczyna pisać, bo to modne. Ludzie chcą być modni, znani, powszechnie poważani czy nawet sławni. Założyłem tego bloga dość dawno. W sumie to założyłem tylko samą domenę. Nie byłem nigdy kimś, komu łatwo było pisać o swoich myślach. Szczególnie, kiedy są rozstrzelone niczym seria z “kałacha”. Jednakże w pewnym momencie przychodzi ucisk w dolnej części klatki piersiowej promieniujący w dół i w górę i na boki… Nasuwają się pytania, czy ten ból jest rzeczywisty czy urojony? Czy jest groźny? Jeśli jest groźny to jaki niesie skutek? Tymczasem ból promieniuje na rękę, powodując mrowienie palców u rąk. Czy zdarzyło Ci się kiedyś wypić tyle wody aż rozbolał Cię żołądek? Nadmiar płynu w jednym z organów przyczynia się do ucisku na inne, a te z kolei na następne. Nie byłem nigdy lekarzem czy biologiem. Nadmiar wody łatwo wydalić, oddać, pozbyć się go. Ból przemija – przychodzi ulga. Ulga trwa do momentu gdy znowu nie spróbujemy zawalczyć z samym sobą o to ile jesteśmy w stanie wypić, by nie cierpieć. Litr? Półtora? Wiadro? A może potok myśli? Tak, od samego początku kropelka myśli musiała naprodukować dosyć bystry strumyk. Co gorsza – nie jestem w stanie stworzyć dla niego ujścia. A boli coraz bardziej. Naciska coraz bardziej, napływa coraz gęściej i prędzej. Potok myśli i bólu.
Nie szukam pocieszenia, nie szukam spowiedzi. Szukam lekarstwa.